Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jest pan wychowankiem Stali Gorzów. Co pan sobie myśli, kiedy znowu czyta o trudnej sytuacji finansowej klubu?
Krzysztof Cegielski, ekspert Canal+, były żużlowiec:Gdy trafiłem na wypowiedź prezydenta miasta, to po jej przeczytaniu od razu spojrzałem na datę. Zastanawiałem się, czy to artykuł z teraz, czy jednak sprzed roku. Niestety, to była świeża publikacja. Przyznam że jestem zszokowany.
Czym najbardziej?
Przecież tyle słyszeliśmy, że gdy dojdzie do pomocy ze strony miasta, grupy sponsorów, to już wszystko będzie poukładane. Tak nas zapewniano, ale ja tak nie myślałem. Byłem przekonany, że zespoły, które przed sezonem miały najwięcej problemów finansowych, a więc Gezet Stal i Krono-Plast Włókniarz, będą najmocniej uzależnione od wyniku sportowego. W przypadku jego braku oczywistą rzeczą był odpływ kibiców i pojawienie się trudności. Częstochowianie w ostatniej chwili wybrnęli, aczkolwiek też startowali z dużo mniejszym bagażem. W Gorzowie wszystko się rozjechało.
ZOBACZ WIDEO: Polski talent wspomina początki. Nie od razu było kolorowo
Co mówią panu zawodnicy Stali Gorzów? Czy sytuacja jest naprawdę tak zła?
Powiem szczerze, że nie było specjalnych narzekań. Dodam jednak, że żużlowcy są przyzwyczajeni do braku płynności, bo to nie dotyczy tylko Stali Gorzów. Kłopoty są wszędzie, ale gorzowianie na niektóre rzeczy zapracowali sobie latami zaniedbań i życia ponad stan. Kontrakty były zbyt wysokie. Prezes Stępniewski na waszych łamach powiedział, że gorzowskie środowisko żużlowe powinno się zastanowić, czy stać je na jazdę w PGE Ekstralidze. Odpowiedź jest przecież oczywista i mógłbym udzielić jej już teraz. Od razu jednak dodam, że to dotyczy większej liczby klubów.
Chce pan powiedzieć, że miejsce Stali Gorzów jest w Metalkas 2. Ekstralidze?
Niczego takiego nie mówię. Jako gorzowianin mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto pomoże. Mam nadzieję, że zrobi to miasto czy radni. Z drugiej strony chciałbym jednak zobaczyć jakieś realne ruchy. Odkąd miasto pomogło klubowi, nie słyszałem ani jednej wypowiedzi działaczy o pozyskaniu ważnego sponsora. Nic takiego do mnie nie dotarło. Słyszałem za to o porozumieniach z Jackiem Holderem, Andersem Thomsenem czy Pawłem Przedpełskim, a także o tym, że proponowano wielkie pieniądze braciom Pawlickim czy Maksymowi Drabikowi. Ta pogoń za gwiazdami jest dla mnie nie do wyjaśnienia. Stal uczestniczyła w rywalizacji o największe nazwiska PGE Ekstraligi bardziej niż kluby z Lublina, Wrocławia czy Torunia. To znaczy, że ktoś w ogóle nie kontroluje sytuacji.
Nie uważa pan, że to naprawdę dobry moment, by odpuścić jazdę w PGE Ekstralidze? Prezes Wojciech Stępniewski zauważył, że w Metalkas 2. Ekstralidze przecież też jest życie.
To akurat moje słowa, bo powtarzam je od kilku lat. Zdarzają się weekendy, kiedy mecze Metalkas 2. Ekstraligi są ciekawsze od spotkań w PGE Ekstralidze. Te pojedynki gromadzą tłumy kibiców. Dla Stali Gorzów drogowskazem jak żyć powinna być Fogo Unia Leszno. Po serii tytułów przyszedł kryzys, klub nie chciał uczestniczyć w wyścigu o gwiazdy, spadł ligę niżej i sobie radzi. Dodam, że radzi sobie bardzo dobrze, bo odkąd zaczęła się walka o utrzymanie, kibice wrócili na stadion. W Lesznie pewne rzeczy po spadku zostały jednak właściwie zakomunikowane.
Co ma pan ma na myśli?
Chodzi mi o to, że wszyscy byli razem. Ważne gesty wykonali Janusz Kołodziej czy Grzegorz Zengota. A w takich trudnych sytuacjach łatwo jest coś chlapnąć, mieć do kogoś pretensje czy rzucać oskarżenia. Tego nie było. Teraz perspektywy są świetne, bo zespół walczy o PGE Ekstraligę. Przede wszystkim jest jednak spokój. Mogę też podać przykład z piłki nożnej, bo grająca na poziomie pierwszej ligi Wisła Kraków ma obecnie najwyższą frekwencję w Polsce.
Czy potrafi pan wskazać główne przyczyny problemów Stali Gorzów? Od czego pana zdaniem to wszystko się zaczęło?
Powody są dwa. Pierwszy nazywa się Bartosz Zmarzlik. Drugim jest uwolnienie kontraktów.
To zacznijmy od Bartosza Zmarzlika.
Początkiem problemów było pozwolenie na jego odejście. Najpierw doprowadzono do tego, że w swojej głowie Bartek powoli oddalał się od Gorzowa. W końcu podjął decyzję o rozstaniu. Doskonale pamiętam nieoficjalnie słowa zawodnika czy jego rodziny. Mieli sporo żalu, bo był najlepszym żużlowcem w drużynie, a miał kontrakt na poziomie tego trzeciego czy czwartego. Nie był traktowany tak, jak powinno mieć to miejsce w przypadku lidera i wychowanka. Należało zrobić wszystko, by go nie puścić.
Może nie było na to pieniędzy?
Proszę się zastanowić, ile pieniędzy zostało później wpompowane w zawodników, którzy nie mają nic wspólnego z Gorzowem. Bartek mógł tam ciągle być, zapewnić wynik sportowy, przyciągnąć kolegów, sponsorów i kibiców.
Powiedział pan też o uwolnieniu kontraktów.
Tak, bo ktoś stwierdził, że kilka lat temu sytuacja klubu była w porządku. Wszędzie tak było, bo obowiązywał jeszcze regulamin finansowy. Oficjalnie te sprawy się zgadzały, bo mówiliśmy tylko o części wypłat. Niestety, Stal Gorzów należała do czołówki klubów, które przepisywały swoje zobowiązania na kolejne lata lub stawiała zawodników pod ścianą mówiąc im: albo zostajesz na następny rok, albo zapomnij o pieniądzach spoza oficjalnego kontraktu. Gdy te kwestie zostały urealnione, to nie wszyscy sobie poradzili. Stal dotknęło to chyba najmocniej, ale to wynikało z tego, że właśnie oni przodowali w pewnych metodach. Efekty widzimy do dziś.
Co pan sądzi o wypowiedzi wiceprezesa Patryka Broszko, który stwierdził, że "zawodnicy muszą sobie zdawać sprawę, że sytuacja finansowa w pewnym stopniu jest wynikiem ich postawy na torze"?
Sam powiedziałem, że wynik sportowy był bardzo istotny dla Stali Gorzów, ale jednak taka wypowiedź z ust wiceprezesa nie powinna paść. Dodam zresztą, że nie tylko ta, bo było ich ostatnio więcej. To są argumenty człowieka niedoświadczonego w sporcie czy żużlu. Tak samo jest ze słowami prezydenta, że telewizja za późno płaci, bo odbiera kibiców. Mam obok w Krakowie hokej, gdzie prezesi ciągle powtarzali, że to dyscyplina najgorsza do sprzedania, bo nikt jej nie transmituje. Dziś jest tak, że jak czegoś nie ma w telewizji, to taki sport nie istnieje. Tak samo nie mogłem uwierzyć, że ktoś mógł rekomendować przed najważniejszymi meczami zawodnikom, by jechali na pół gwizdka, albo... ściągali nogę z haka. Jeśli już, to zalecałbym ją mocno trzymać na haku, bo będzie bezpieczniej. To wszystko jest jednak efektem braku czucia tego sportu. Dodam jednak, że zawodnicy też nie są bez winy. Mogli postąpić inaczej po ostatnim meczu.
Co według pana powinni zatem zrobić?
Może oczekuję zbyt wiele, ale przecież żużlowcy wiedzą, jaka jest sytuacja w klubie. Tymczasem za wynik kibiców najmocniej przepraszał Oskar Paluch. To naprawdę ostatnia osoba, która powinna to robić. Prawda jest taka, że ta drużyna powinna być już utrzymana. Żużlowcy nie osiągnęli sportowego celu, mają dodatkowe cztery mecze, więc na ich miejscu bym wyszedł i powiedział, że zawaliliśmy, więc jedziemy wspólnie do końca za 50 proc. stawki.
Naprawdę liczył pan na taki gest?
Tak sam bym postąpił i proszę mi nie mówić, że jestem naiwny, bo mamy takie doświadczenia z Januszem Kołodziejem, kiedy jeździł jeszcze w Tarnowie. W Lesznie też regularnie oddaje biegi i poświęca swoje finanse. A zapewniam, że drugiego dna w tym nie ma. Nikt tego mu nie rekompensuje. Takiego gestu ze strony żużlowców Stali mi zabrakło. Zaznaczam, że dla mnie to byłby tylko gest, a nie żadne wielkie poświęcenie. Mogli odpuścić i nikomu nic by się nie stało. Doszłoby natomiast do poprawy atmosfery wśród kibiców, którzy zapewne mieliby większe chęci, by jechać do Rybnika czy później przyjść na rewanż.
Fala krytyki spadła nie tylko na zawodników, ale także na trenera. Władysław Komarnicki powiedział, że byłoby lepiej, gdyby po Piotra Śwista sięgnął znowu Falubaz Zielona Góra.
Jestem z Gorzowa i dla mnie legendami tego klubu zawsze będą Edward Jancarz, Bogusław Nowak czy Piotr Świst. Jeśli chodzi o tego ostatniego, to od początku nie godziłem się z krytyką i narracją, "że to Falubaz". Tak samo teraz, po ostatnim przegranym meczu, źle mi się czyta słowa, że powinien wrócić do Zielonej Góry. To człowiek, który oddał prawie życie za Stal. Wychowały się na nim pokolenia. Przez lata był najlepszym zawodnikiem tej drużyny. To on dostał przecież plastron od Edwarda Jancarza jako jego następca. Uważam, że ma w sobie wiele emocji. Gdyby obecni zawodnicy mieli ich tyle samo, to nie byłoby obaw o sytuację sportową.
Rozmawiał Jarosław Galewski, dziennikarz WP SportoweFakty